Archive for 2 kwietnia 2010
Nowy adres: www.mlecznepodroze.pl – JUŻ DZIAŁA
Po kilku dniach doczekałem się swojej domeny. Od tej chwili adresem bloga jest ciąg znaków http://www.mlecznepodroze.pl Narazie ruszyła sama domena. W najbliższej przyszłości planuję przeniesienie blogu na własny serwer. Dzisiaj blog przekroczył 300 odwiedzin. Oby tak dalej !
Maroko część 6: podsumowanie wycieczki…
Nieubłaganie nadeszła ostatnia część relacji z wycieczki do Maroka…
Każdy z nas wykonał po 5 lotów.
Stefcia:
08.03.2010 WRO Wrocław – Frankfurt Hahn HHN 11.45 – 13.20
08.03.2010 HHN Frankfurt Hahn – Milan Bergamo BGY 19.50 – 21.00
Mleko:
10.03.2010 WRO Wrocław – Barcelona Girona GRO 09.55 – 12.20
10.03.2010 GRO Barcelona Girona – Milan Bergamo BGY 19.35 – 21.00
Wspólne loty:
11.03.2010 BGY Milan Bergamo – Fez FEZ 10.20 – 12.10
16.03.2010 FEZ Fez – Barcelona Girona GRO 19.25 – 22.25
17.03.2010 GRO Barcelona Girona – Wrocław WRO 06.55 – 09.30
ŁĄCZNY koszt wszystkich biletów to …. 24,90 PLN.
W Maroku wydaliśmy łącznie ok 1500 PLN. Kwota ta obejmuje wyżywienie, noclegi, przejazdy pociągami, pamiątki, zakupy na strefie bezcłowej, dwa dni pobytu Stefci w Bergamo, mój przejazd do Girony, kawy, wizytę w Lidlu – ogólnie wszystkie koszty związane z wyjazdem. Taniość. Najtańsze wycieczki z biura zaczynają się od bodajże pona 2000zł za 7 dni. Od osoby. Od razu widać różnicę.
W Maroku spędziliśmy prawie 5,5 dnia.
W podróży niezastąpioną rzeczą okazał się przewodnik Pascala o Maroku – zapłaciliśmy za niego coś ok 50zł. Do tego 2 sztuki rozmówek francuskich za ok 11 zł łącznie. W ciągu całego pobytu zrobiliśmy troszkę ponad 800 zdjęć, nie za dużo, nie za mało, taki ilościowy złoty środek :)
Przelecieliśmy ok 6500 kilometrów. Lot powrotny do Wrocławia był lotem nr 50 dla Stefci.
Już w maju wracamy do Maroka. Tym razem na cel obraliśmy Tanger, tym razem w Maroku spędzimy 3 dni. KLIK
Bogatsi o poprzednie doświadczenia.
Maroko część 5: Fez, czyli komercja na maksa + powrót do kraju
Dojeżdżamy na dobrze znany (i pechowy) dworzec w Fezie. Tym razem nie pada, udajemy się więc do znanej już knajpki coś przekąsić i opracować plan pobytu w Fezie. Na śniadanie jemy smażone sardynki i ziemniaczki. Oczywiście pijemy herbatę. Obserwujemy okolice baru, gdzie pojawiło się całkiem dużo kotów, nawet za dużo :)
Grunt to dostać się do medyny, oczywiście piechotą, aby zobaczyć jak najwięcej. Znaleźć nocleg i ruszyć na podbój medyny. Po drodze oczywiście nie obywa się bez ciekawostek. W czasie przechodzenia obok jednego z pałacu króla, Stefcia zauważa ładną bramę, ozdobioną z ładną budką nieopodal. My z drugiej strony ulicy. W sam raz na zdjęcie. 2 sekundy po zrobieniu zdjęcia, z budki wychodzi strażnika i woła nas. Okazuje się, że nie wolno robić zdjęć i mam je wykasować przy nim. Nie chcąc spędzić najbliższego roku w więzieniu, kasuję to zdjęcie. Trudno. 400Metrów dalej jest brama główna. Tutaj można już legalnie robić zdjęcia – to widać. Dookoła przewijają się wycieczki. Niemieckojęzyczni emeryci (i trochę młodsi też) wychodzą z autobusu i razem z przewodnikiem udają się pod bramę. Za 15minut już ich nie ma – autobus przeciska się między autami w bardzo wąskiej i stosunkowo zapchanej uliczce. Jak się później okazało pojechali w okolice medyny. (więcej…)